niedziela, 2 marca 2014

2.

-To do zobaczenia.- Rzucił i odszedł.
_ Paaa- powiedziała do jego pleców powoli oddalających się od stolika przy oknie.
Dziewczyny zapłaciły i wyszły. Harold był okropnie zniecierpliwiony, bo gołębie zdecydowały przenieść się na drugą stronę parku. Ada wzięła jego smycz i wróciły do wspólnego mieszkania, żeby się ogarnąć i przygotować do zajęć.
- Wiedziałam, że ci się uda - powiedziała po drodze Ada, ale Martyna miała głowę zajętą myśleniem o zawodach.
Martyna już o 11:30 była gotowa, więc ruszyła na trening. Ćwiczyła dzielnie i wytrwale nie czując nawet odrobiny bólu. Miała nadzieję, że tak pozostanie już do konca dnia.
O 16, tak jak umówiła się z uroczym Bartkiem, czekała na niego w parku, koło kawiarenki.
On wyszedł niezwykle punktualnie, co było zadziwiające. Zauważył ją od razu i ruszył w jej kierunku nie odrywając od niej swoich wielkich niebieskich oczu.
Przywitali się niezdarnym uściskiem rąk i razem poszli a miasto.
Bartek zabrał ją do restauracji na przedmieściu gdzie zjedli przepyszne spaghetti.
Po częściowym zjedzeniu olbrzymich porcji zaczęli rozmawiać o szkole.
-Więc studiujesz .....? - zapytał.
-Tak, a Ty?
- Też o tym myślałem, ale postawiłem na prawo... Tata mnie do tego namówił.
-Myślę, że nikt nie powinien decydować o Twojej przyszłości poza Tobą.
- To właściwie była wspólna decyzja. A masz jakieś marzenia, plany?
- Tak, chciałabym osiągnąć jak najwięcej w sporcie.
- No tak, to chyba jasne.
Zapłacili i wyszli.
Po drodze kontynuowali rozmowę.
-A jakie są Twoje marzenia?- spytała Martyna.
- Jeszcze do konca nie wiem. Mam nadzieję, że to jakoś do mnie przyjdzie... z czasem. - odparł.
I nagle dziewczyna potknęła się o wystający krawężnik i upadła na Bartka.
"O nie! Tylko nie to!" - pomyślała. Oczywiście dotyczyło to nogi.
-O Boże, o mój Boże! - prawie krzyknęła.
- Co się stało? - spytał zmartwiony chłopak.
- Nic, nic takiego. - powiedziała spokojnieszym, ale wciąż zdenerwowanym głosem. - mogłbyś mnie odprowadzić do domu?
-Pewnie. - odpowiedział z uśmiechem.
Pomógł jej iść, bo lekko kulała ale szli w milczeniu.
Potem stali chwilę pod jej domem w niezręcznej ciszy. Było już ciemno i tylko jedna latarnia świeciła.
Bartek złapał ją za rękę i lekko pocałował w policzek a potem odwrócił się i ze zwieszoną głową i rękami w kieszeniach spodni ruszył ciemną ulicą.
Martyna stała chwilę trzymając się za pocałowany policzek i uśmiechając się od ucha do ucha.
Po kilku minutach uderzyła ją okrutna prawda. Ból nogi wrócił. Co teraz? Co teraz z Dortmundem? Co teraz z treningami? Co z jej karierą? Wszystko stanęło nagle pod wielkim znakiem zapytania.
Weszła do mieszkania, rzuciła się na łóżko i zasnęła, żeby tylko dłużej już się nie zamartwiać.
Rano wstała. Nieumyta, rozczochrana, w sukience w której wczoraj była na kolacji i oczywiście z bolącą nogą. Umyła się i spojrzała smutnym wzrokiem w swoje równie zrozpaczone odbicie w lustrze i zapytała się w myślach: "Co teraz? To koniec? Tak poprostu się poddasz?". Pomyślała nad tym chwilę, uśmiechnęła się tajemniczo i cicho powiedziała:
- O nie, tak łatwo mnie nie złamią!!!!

___________________________________

Sory że tak późno, niestety nie mam za dużo czasu na pisanie rozdziałów :l Codziennie jestem 40 km od domu cały dzień i do domu wracaam dopiero późnym wieczorem. TRENING TRENING TRENING ale harujemy na zawody, już za tydz. :) Trzymajcie kciuki, Poznań jest mój! Dzięki Michasia! :) Pozdrawiam, Marta

wtorek, 28 stycznia 2014

1.

Noga, cholerna noga. Nie mogę przez nią spać, a co dopiero trenować. Wstanę teraz i wiem, że będę tego żałowała cały dzień. No ale cóż - trzeba żyć. - myśląc to, Martyna postawiła najpierw jedną nogę na dywaniku przy łóżku, potem drugą i nie chciała w to uwierzyć. Czy to jeszcze sen czy już jawa?
Stała jeszcze jakieś pięć minut szczypiąc się z niedowierzania. Ból minął, nie było po nim nawet śladu chociaż jeszcze wczoraj był nieznośny.
Zadzwoniła do swojej trenerki. ta była również zdziwiona, ale może to po prostu jakiś znak, że powinna jechać na zawody i dać z siebie wszystko na treningach - obie zgodnie stwierdziły.



Korzystając z okazji (zajęcia na uczeni zaczynają się dzisiaj dopiero o dwunastej) Martyna wskoczyła w szorty, t-shirt i buty do biegania, włożyła do uszu słuchawki w których brzmiało "Milion voices" i ruszyła swoją ulubioną ścieżką, prosto do parku.
Tam, z racji tego, że ten czerwiec zaczął się bardzo ciepło, roiło się od wypoczywających w słońcu ludzi; starych, młodych, dzieci, zaczytanych ławkowiczów, sprzedawców waty cukrowej i psów.
Uwielbiała czuć parkową trawę i drzewa i chociaż dziś zaćmiewała je woń piknikowego jedzenia, ona wyczuwała wciąż sodką nutę zieleni w tym tłumie zapachów. Nic nie było w stanie zepsuć jej tego dnia.
Nagle wielki nowofunland skoczył na nią, wywrócił ją na miękką trawę i zaczął lizać jej twarz. Ona znała tego psa. Właściciel szybko odciągnął psa i pomógł jej wstać. Był to nikt inny jak jej najepsza przyjaciółka – Ada, z którą znała się od przedszkola.
Oczywiście Martyna od razu w jej wzroku rozpoznała zdziwienie, nie spodziewała się, że ona tak szybko wróci do zdrowia więc podzieliła się z przyjaciółką szczęściem i razem wybrały się na śniadanie do ich ulubionej kawiarenki tuż obok parku. 
Od wejścia udeżył je zapach mieonej kawy i jagodowych babeczek. Usiadły przy swoim ulubionym stoliku przy oknie i zamówiły to co zawsze - muffinki truskawkowe i latte machiato (chyba tak to się pisze). Niestety Harold - pies Ady musiał zostać uwiązany na zewnątrz, ale nie przeszkadzało mu to, gdzyż zafascynował się spacerującymi obok gołębiami i odkrył, że boją się jego szczekania, więc dziewczyny musiały co chwilę wychodzić i go uspokajać.
Kiedy już zamówiły wszystko Ada rozpoczęła rozmowę:
- Co się stało? Przecież wczoraj jeszcze ledwo mogłaś ujść a dzisiaj już biegasz?
- Nie wiem. Obudziłam się dzisiaj i sama nie mogłam w to wszystko uwierzyć, ale chyba po prostu to znaczy, że muszę jechać do Dortmundu. Nie wierzę w przeznaczenie, ale to chyba właśnie to, tak mi się przynajmniej wydaje. - odpowiedziała podekscytowana i cały czas uśmiechnięta od ucha do ucha.
"Los tak chciał" powtórzyła w myślach i chwilę się nad tym zastanowiła, milcząc.
Przerwał jej głos kelnera kładącego przed nimi filiżanki i talerzyki i życzącego smacznego.
- Coś jeszcze paniom podać?
- Nie dziękujemy - odpowiedziała przytomna, w przeciwieństwie do Martyny, Ada.
Kiedyś dałaby się zabić żeby cokolwiek móc powiedzieć do tego chłopaka, ale dzisiaj nie to było dla niej najważniejsze. Chociaż i tak westchnęła cicho kiedy odchodził od ich stolika.
- Weź w końcu coś do niego zagadaj czy coś.- rzuciła przyjaciółka.
- Powinnam ale może nie dzisiaj... nie psujmy tego pięknego dnia jakimś rozczarowaniem z powodu faceta.
- Myślę, że jednak jest jakiś powód dla którego to on właśnie zawsze nas obsługuje. Wątpie czy mogłabyś się rozczarować.
- Ale co, mam do niego iść taka rozczochrana i spocona? Nie, chyba dzięki... - odpowiedziała Martyna i chociaż starała się powiedzieć to spokojnie wdarło się jakieś warknięcie.
- Teraz albo nigdy. - powiedziała Ada i krzyknęła - rachunek proszę!
I wtedy podszedł; wysoki, opalony bondyn o niebieskich, niczym lazur morza, oczach w czarnym fartuszku na którym wisiała plakietka "jestem Bartek, z przyjemnością Ci pomogę", jeansach i białym t-shircie.
"No cóż"- pomyślała Martyna, raz się żyje.
-Hej, może, no nie wiem... wyszlibyśmy gdzieś razem. Tak po prostu.
On uśmiechnął się chyba jednym ze swoich najcudowniejszych uśmiechów pokazując równe, białe zęby i odpowiedział;
- Pewnie, dlaczego nie? Kończę prace o 16, spotkamy się tutaj?
- Jasne, czemu nie. - ledwo wydusiła z siebie oblana rumieńcem dziewczyna.

_________________

No to mamy 1 rozdział! :) 


Prolog

Jestem Martyna.  Mam dwójkę starszego rodzeństwa. Od 12 lat zawodowo trenuję lekkoatletykę.  Na koncie mam m.in.  rekord Polski juniorek na 600m, rekord Polski kobiet w biegu na tym samym dystansie, złoty medal Mistrzostw Europy juniorów oraz wiele innych medali zdobytych w czołówce światowych imprez. Zbliżają się Igrzyska Olimpijskie w których wystartuję. Jako obóz przygotowawszy został wybrany  pobyt w jednym z największych miast naszych zachodnich sąsiadów-Dortmund. Na początku nie chciałam na niego jechać, mam naciągnięte ścięgna mięśnia przywodziciela wielkiego w prawym kolanie i dla swojego dobra wolałam nie uczestniczyć w treningach za granicą. Za namową mojej klubowej trenerki postanowiłam jednak zdecydować się na obóz. Z czego bardzo jej dziękuje.  Trzytygodniowy wyjazd całkowicie odmienił moje życie.
________

 Na początek dość skromnie. Posty będę się starała dodawać jakoś 1-2 na 2 tyg. Ze względu na treningi. Jeśli chodzi o Martynę.. część moich sukcesów oddałam w jej ręce J Mam nadzieje że opowiadanie wam się spodoba i będziecie częstymi gośćmi mojego bloga J W jak najbliższym czasie postaram się dodać rozdział 1. Pozdrawiam! /Marta
 

BOHATEROWIE

MARTYNA

21-letnia blondynka. Zawodowo trenuje lekkoatletykę, kadrowiczka Polski, na koncie ma wiele światowych sukcesów w sporcie. Przyjeżdża na obóz przygotowawszy IO do Dortmundu. Jest pewną siebie dziewczyną, nie ma dla niej granic przez które nie mogłaby przejść, "ból jest krótki, chwała wieczna".


ERIK DURM

22-letni piłkarz Borussi Dortmund. Chłopak dążący do celu, spełnia swoje marzenia.


ADA 

Najlepsza przyjaciółka Martyny.


MAGDALENA BARTKOWSKA

Trenerka Martyny.


VIKTOR

Najlepszy przyjaciel Erika.


oraz pozostali piłkarze i przyjaciele głównych bohaterów. :)


Blog jest wymysłem mojej wyobraźni, postacie [oprócz piłkarzy] całkowicie zmyślone. To co wydarzy się w opowiadaniu nigdy nie miało miejsca :)