wtorek, 28 stycznia 2014

1.

Noga, cholerna noga. Nie mogę przez nią spać, a co dopiero trenować. Wstanę teraz i wiem, że będę tego żałowała cały dzień. No ale cóż - trzeba żyć. - myśląc to, Martyna postawiła najpierw jedną nogę na dywaniku przy łóżku, potem drugą i nie chciała w to uwierzyć. Czy to jeszcze sen czy już jawa?
Stała jeszcze jakieś pięć minut szczypiąc się z niedowierzania. Ból minął, nie było po nim nawet śladu chociaż jeszcze wczoraj był nieznośny.
Zadzwoniła do swojej trenerki. ta była również zdziwiona, ale może to po prostu jakiś znak, że powinna jechać na zawody i dać z siebie wszystko na treningach - obie zgodnie stwierdziły.



Korzystając z okazji (zajęcia na uczeni zaczynają się dzisiaj dopiero o dwunastej) Martyna wskoczyła w szorty, t-shirt i buty do biegania, włożyła do uszu słuchawki w których brzmiało "Milion voices" i ruszyła swoją ulubioną ścieżką, prosto do parku.
Tam, z racji tego, że ten czerwiec zaczął się bardzo ciepło, roiło się od wypoczywających w słońcu ludzi; starych, młodych, dzieci, zaczytanych ławkowiczów, sprzedawców waty cukrowej i psów.
Uwielbiała czuć parkową trawę i drzewa i chociaż dziś zaćmiewała je woń piknikowego jedzenia, ona wyczuwała wciąż sodką nutę zieleni w tym tłumie zapachów. Nic nie było w stanie zepsuć jej tego dnia.
Nagle wielki nowofunland skoczył na nią, wywrócił ją na miękką trawę i zaczął lizać jej twarz. Ona znała tego psa. Właściciel szybko odciągnął psa i pomógł jej wstać. Był to nikt inny jak jej najepsza przyjaciółka – Ada, z którą znała się od przedszkola.
Oczywiście Martyna od razu w jej wzroku rozpoznała zdziwienie, nie spodziewała się, że ona tak szybko wróci do zdrowia więc podzieliła się z przyjaciółką szczęściem i razem wybrały się na śniadanie do ich ulubionej kawiarenki tuż obok parku. 
Od wejścia udeżył je zapach mieonej kawy i jagodowych babeczek. Usiadły przy swoim ulubionym stoliku przy oknie i zamówiły to co zawsze - muffinki truskawkowe i latte machiato (chyba tak to się pisze). Niestety Harold - pies Ady musiał zostać uwiązany na zewnątrz, ale nie przeszkadzało mu to, gdzyż zafascynował się spacerującymi obok gołębiami i odkrył, że boją się jego szczekania, więc dziewczyny musiały co chwilę wychodzić i go uspokajać.
Kiedy już zamówiły wszystko Ada rozpoczęła rozmowę:
- Co się stało? Przecież wczoraj jeszcze ledwo mogłaś ujść a dzisiaj już biegasz?
- Nie wiem. Obudziłam się dzisiaj i sama nie mogłam w to wszystko uwierzyć, ale chyba po prostu to znaczy, że muszę jechać do Dortmundu. Nie wierzę w przeznaczenie, ale to chyba właśnie to, tak mi się przynajmniej wydaje. - odpowiedziała podekscytowana i cały czas uśmiechnięta od ucha do ucha.
"Los tak chciał" powtórzyła w myślach i chwilę się nad tym zastanowiła, milcząc.
Przerwał jej głos kelnera kładącego przed nimi filiżanki i talerzyki i życzącego smacznego.
- Coś jeszcze paniom podać?
- Nie dziękujemy - odpowiedziała przytomna, w przeciwieństwie do Martyny, Ada.
Kiedyś dałaby się zabić żeby cokolwiek móc powiedzieć do tego chłopaka, ale dzisiaj nie to było dla niej najważniejsze. Chociaż i tak westchnęła cicho kiedy odchodził od ich stolika.
- Weź w końcu coś do niego zagadaj czy coś.- rzuciła przyjaciółka.
- Powinnam ale może nie dzisiaj... nie psujmy tego pięknego dnia jakimś rozczarowaniem z powodu faceta.
- Myślę, że jednak jest jakiś powód dla którego to on właśnie zawsze nas obsługuje. Wątpie czy mogłabyś się rozczarować.
- Ale co, mam do niego iść taka rozczochrana i spocona? Nie, chyba dzięki... - odpowiedziała Martyna i chociaż starała się powiedzieć to spokojnie wdarło się jakieś warknięcie.
- Teraz albo nigdy. - powiedziała Ada i krzyknęła - rachunek proszę!
I wtedy podszedł; wysoki, opalony bondyn o niebieskich, niczym lazur morza, oczach w czarnym fartuszku na którym wisiała plakietka "jestem Bartek, z przyjemnością Ci pomogę", jeansach i białym t-shircie.
"No cóż"- pomyślała Martyna, raz się żyje.
-Hej, może, no nie wiem... wyszlibyśmy gdzieś razem. Tak po prostu.
On uśmiechnął się chyba jednym ze swoich najcudowniejszych uśmiechów pokazując równe, białe zęby i odpowiedział;
- Pewnie, dlaczego nie? Kończę prace o 16, spotkamy się tutaj?
- Jasne, czemu nie. - ledwo wydusiła z siebie oblana rumieńcem dziewczyna.

_________________

No to mamy 1 rozdział! :) 


3 komentarze:

  1. Świetny początek! :)) Ciekawie się zapowiada! Będę tu zaglądać! ;>
    Pozdrawiam! :*
    W wolnych chwilach zapraszam do siebie! :)) http://imaginationcalling5.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń
  2. Nono! Jestem ciekawa co będzie dalej no i co będzie między tym tajemniczym kelnerem a Martyną. No i co z Dortmundem? Wszystko się okażę w dalszych rozdziałach, których nie mogę się doczekać!!
    Buziaki i zapraszam do mnie na nowość! xoxo♥
    http://marcinho11.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział cudowny, dlaczego nie kontynuujesz tego opowiadanie?? Świetnie się zapowiadało. Mam nadzieję, ze pojawi się jeszcze tu jakiś rozdział. Zapraszam również do siebie na : sport-aktywnosc-lifestyle.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń